A z nami tylko to co najpotrzebniejsze... |
Zawsze dziwiłam się ludziom, którzy będąc nad morzem spędzali czas na przyhotelowych basenach. Ja uwielbiam morze i plażę i zdecydowanie przedkładam skakanie po falach i okładanie się piaskiem nad pokonywanie dystansów na zatłoczonym basenie. Kocham wygrzewać się w słońcu i rozgrzaną dłonią rozgrzebywać piasek, albo przysypiając w lekkim półcieniu przeglądać kolorowe gazety, mrużąc oczy z rozleniwienia. Niestety, plażując z Wiktorem nie udało mi się zrobić żadnej z tych rzeczy. Schowana pod duszącym, rozgrzanym i zalatującym plastikiem namiotem musiałam cały czas trzymać go na rękach żeby uchronić go przed palącym słońcem i przyspieszoną konsumpcją piasku. Jak przez szybę, z lekką zazdrością obserwowałam radośnie goniących się po plaży piękne dziewczęta i zgrabnych chłopaków, razem z Wiktorem tęsknie wyczekując powrotu męża i ojca z kąpieli w morskich odmętach. A gdy wraz z mocniejszym wiatru powiewem namiot złożył się na nas musiałam mocno zagryźć zęby żeby nie rozpłakać się razem z Wiktorem… Wniosek? Plaża w godzinach szczytu nie jest najlepszym miejscem dla zmuszonej unikać słońca karmiącej matki z nie siedzącym, nie chodzącym jeszcze maluchem, który domaga się ciągłej atencji i adoracji. Co innego spacer po plaży tuż przed zachodem słońca – można wtedy pokazać synkowi fale, pobawić się mokrym piachem i powdzięczyć się do strzelającego piękne zdjęcia ukochanego. I to są wakacje!
1 komentarze:
Kiedy moje starsze dziecko miało 7 miesięcy to spędziłam z nim tydzień nad morzem... bez męża... bez znajomych... kompletnie sama...
KOszmar....
Prześlij komentarz