Dalej choruję, boli mnie gardło i czuję się totalnie rozwalona. Marudzę Arkowi, przypalam obiad i różnorodne przedmioty lecą mi z rąk. Przy okazji zaczyna mi się tworzyć w głowie lista rzeczy, które nie są fajne w macierzyństwie. Słodko na tym blogu bywa, więc kilka słów o bardziej upierdliwej stronie przebywania non-stop z najcudowniejszym małym człowiekiem na świecie:
1- na czasie, a jakże – chorowanie nie daje żadnej przyjemności. Z czasów przed Wiktorem pamiętam całkiem błogie chwile kilkudniowego chorowania, kiedy pod kocykiem, z ciepłą herbatą, gazetką i pilotem wygrzewałam obolałe członki, a opiekuńczy mąż donosił łakocie i witaminy. Teraz pozwoliłam sobie na leżenie tylko w niedzielę kiedy wysoka temperatura złamała mi kości, a i tak wstałam żeby zetrzeć z dywanu świeżą plamę po wylanym wielkim kubku herbaty, którego ze słabości nie umiałam utrzymać w ręce…
2- w odstawkę poszły moje ulubione ubrania z jedwabiu i wełny, bo w kontakcie ze śliną, ulewanym mlekiem i stale ostrymi pazurkami najlepiej sprawdzają się szybkoschnące i nie budzące sentymentów bawełniane szmatki w neutralnych kolorach.
3- „wyjście na chwilę, do sklepu obok” nie istnieje. Każde wyjście z domu, teraz gdy zimno, poprzedzone jest co najmniej kilkunastominutowym procesem przygotowawczym, w trakcie którego, w określonej kolejności najpierw nakładam na Wiktora kilka warstw odzienia i znienawidzoną czapkę, potem ubieram się sama, a on unieruchomiony przez odzież obserwuje mnie z wyrzutem.
Lista będzie się z pewnością wydłużać – jakie są Wasze propozycje?
A Wiktor się słodko uśmiecha, jak gdyby nigdy nic..
4 komentarze:
Ginie wszelka przewidywalność. mój Mały Człowiek jest na etapie wpadania w histerię często z bliżej mi nieznanego powodu i najchętniej w najmniej odpowiednim momencie. "bunt dwulatka" przerósł moje najśmielsze wyobrażenia! bilans z dzisiaj: zbity talerzyk, zaplamiony obrus i podłoga lepiąca się od soku jabłkowego. i co z tego, że obserwujący akcję gość-pedagog uznał, że jako mama zachowałam się książkowo? ;)
ja jestem na etapie - matko kochana zaraz mi piersi pękną!! teraz jest 8 rano, ja z laktatorem przy piersi(czego szczerze nienawidzę) a Franek w łóżeczku lamentuje bo co on tak długo ma robić sam....mamo....
a moje piersi nie pękają ale głowa i owszem. zastanawiam sie nad plusami i minusami posiadania potomka i dlaczego jest tak że jeszcze mi się on nie przydarzył. i tak świadomie to tego chcę bo to takie słodkie i pełne miłości doświadczenie. Ale jesdnoczesnie coś tak czuję że ta ciemna strona mocy o której piszesz zwyczajnie mnie przeraża. Jstem trochę w podobnym stanie o którym pisałaś jakiś czas temu zanim zjawił sie u was Wiktor.pozdrawiam:)
No tak dziewczyny, są chwile niespecjalnej euforii, to fakt, ale kiedy jest dobrze, to jest taaaak wspaniale, że aż trudno to opisać, co nie? Danusia, będzie kiedy ma być i będzie cudownie.
Prześlij komentarz