Jedenasty list



Kochany Wiktorku,

Jak ten czas może tak szybko płynąć? Za niespełna miesiąc skończysz rok, a przecież jeszcze przed chwilą tuliłam cię w ramionach pierwszy raz, zaszokowana niesłychaną kruchością Twoich rączek i stópek. Teraz te stopy prowadzą cię w świat.  Dzięki nim poznajesz miejsca dotychczas niedostępne i mierzysz się z ograniczeniami swojego, uczącego się równowagi, ciała. Ciągle próbujesz nas naśladować - chodzisz za mną i udajesz, że rozmawiasz przez telefon, przezabawnie przystawiając do ucha każdy złapany w biegu przedmiot. Pochylasz głowę i modulując głos, opowiadasz wyimaginowanemu rozmówcy, że kupiliśmy Ci dzisiaj pierwsze, prawdziwe buty. Do chodzenia. Założyłam Ci je w sklepie i pognałeś przed siebie, nie oglądając się za nami prawie wybiegłeś na alejkę w centrum handlowym, nieziemsko uradowany, że ten świat z tyloma ludźmi i kolorami jest tak blisko i że nie musisz korzystać z naszych ramion żeby dostać się tam gdzie chcesz. Przypomniało mi się jak moja przyjaciółka powiedziała kiedyś o swoim dwuletnim synku, który na widok rzędu fascynujących go w tamtym okresie rowerów wyrwał przed siebie zostawiając rodziców daleko w tyle – „On już jest świata”. Chociaż wiem, że jeszcze długo będziemy dla Ciebie niezastąpieni, to już coraz łatwiej jest mi wyobrazić sobie Ciebie jako dorosłego mężczyznę, który ma swoje życie, ze swoją rodziną.  I nie wstydzę się, że słuchając ostatnio wywiadu z młodym tancerzem, który z miłością opowiadał o wspierającej go mamie, wzruszyłam się jak głupia,  bo pomyślałam, ze kiedyś też będziesz taki - młody, piękny i utalentowany. Wszyscy mówią, ze nawet się nie spostrzeżemy jak to szybko minie. A ja nie chcę żeby mijało szybko. Chcę rozkoszować się każdą chwilą, w której zmieniasz się i rośniesz, bo nie ma na świecie nic piękniejszego.

Mama

Nie mamy specjalnie zdjęć chodzącego Wiktora, więc zamiast, śpiący Wiktor - niezawodnie rozczulający.

Mniam Mama i pragnienie wiosny nieodparte


Okropnie znoszę przedwiośnie. Spać chce mi się cały czas i wszędzie, a jednocześnie siedzę po nocach próbując nadrobić rozlazły w ciągu dnia czas. Budząc się nie witam nowego dnia z dzikim entuzjazmem, wymyślam wymówki żeby nie wychodzić z domu i ze smutkiem patrzę w lustro na trochę zszarzałą od przedłużonego braku słońca twarz.  A jednak od paru dni gdzieś pod skórą czułam podniecenie, lekkie mrowienie, które zapowiadało coś pięknego i ekscytującego. Od kilku dni każdy przebłysk słońca budził we mnie radość z nadchodzącej pierwszej wiosny mojego syna, z nadchodzących spacerów kiedy będę za nim biegać, a on podekscytowany możliwościami swojego mobilnego ciała będzie mi uciekał z dzikim chichotem. Każdy mocniejszy „niuch” wiosennego zapachu wilgotnej ziemi rozbudzał we mnie nadzieję na nowe pokłady energii, która pozwoli mi pójść dalej z moimi planami na bliższą i dalszą przyszłość. Każde złudzenie zazielenienia na drzewach przyprawiało mnie o lekki zawrót głowy w poszukiwaniu pąków, listków i kwiatków. Za długo było mokro, szaro i nieznośnie. Koniec z tym. Dzisiaj przychodzi wiosna i mam duże oczekiwania. Jest późna noc, kto wie, może doczekam do rana, a wtedy usłyszę jak, parafrazując lekko Leopolda Staffa "z oddali, która głosy tłumi sennie, jakoś inaczej niż zwykle kur pieje,
dziwnie piętrowo, wieszczo i wiosennie, budząc niepokój razem i nadzieję."

Wiosna, bring it on!

PS Bo nawet do zdjęć nie mamy jakoś weny i sił :)

Wiktor i sprawa współodczuwania

 

Wraz z falą tsunami, z powierzchni ziemi zniknęły całe miasta. Japonia walczy z konsekwencjami trzęsienia ziemi i kolejnymi wstrząsami, które powodują coraz więcej ofiar. Na bieżąco śledzimy doniesienia o groźbie katastrofy nuklearnej, obserwujemy zrujnowane plaże Honsiu pokryte ciałami ofiar. Przestrzeń wypełnioną błotem i resztkami wszystkiego, co gigantyczna fala zebrała ze sobą. Straszna ludzka tragedia. A jednak nie spędza mi snu z powiek i nie przygnębia mnie. Nie sprawia, że nie potrafię się cieszyć i nie odciąga moich myśli od tego co dzieje się tu, najbliżej mnie. Po kilkunastu trudnych dniach powoli wracam do formy, razem z Wiktorem odnajdując nową równowagę i testując się na nowych terenach. Wiktor uczy się chodzić i jestem tym tak mocno zaaferowana i podekscytowana, że mój świat ogranicza się teraz do tych przestrzeni, które mój syn pokonuje na własnych, silnych nogach. Mój świat to najwyraźniej nie cały świat  - chociaż paradoksalnie bardziej niż kiedyś czuję się częścią wszechświata i zauważam jak mocno jesteśmy wszyscy powiązani zatraciłam część wrażliwości na krzywdy świata, którą kiedyś miałam w nadmiarze. Jednak dopóki jest we mnie współczucie i gotowość pomocy innym w potrzebie, to nie czuję wstydu, że nie zasmuca mnie to, co mnie nie zasmuca. To jedna z tych rzeczy, których uczysz się z wiekiem. Pamiętam jak kiedyś mocno przeżywałam to co złego się działo na świecie, jak brałam do siebie okropieństwa i okrucieństwa i jak emocjonalnie reagowałam na ból świata. Jednocześnie nie byłam świadoma własnych uczuć do najbliższych, nie „znałam” swojej rodziny i nie dopuszczałam do siebie prawdziwych, mocnych odczuć. Tych najprywatniejszych, najszczerszych i najważniejszych. To była taka próba ucieczki od samej siebie, od przyznania się do tego co czuję i zrozumienia samej siebie. Czasem łatwiej jest przeżywać cudze tragedie niż własne.

Mimo potencjalnych ryzyk, to właśnie wrażliwość na świat i innych ludzi jest jedną z tych najważniejszych rzeczy, której chciałabym Wiktora nauczyć. Tak jak już tu niejednokrotnie pisałam, zaproponować mu widzenie świata przez pryzmat solidarności, współczucia i zaangażowania. Nauczyć reagowania na cudze potrzeby i nieszczęścia. Ale z zachowaniem własnej odrębności i nie przejmowania w całości cudzych uczuć. Zrozumienia, że czasem się płacze, że czasem jest smutno, ale z bliskimi nam osobami łatwiej to znieść.  I kiedy Wiktor pierwszy raz zapyta mnie „Dlaczego płaczesz mamusiu?” To mu powiem. To co będzie mógł zrozumieć. I poproszę go żeby mnie mocno przytulił. Bo to zawsze pomaga. Każdemu.

Mniam Mama i jeden wiersz.



Wiktor śpi, a ja czytam sobie i przeglądam moje ulubione wiersze. Mniam Mama i Mini Mniam aka Wiktor powrócą w tradycyjnym wydaniu po weekendzie (jak twórca oprawy graficznej i moja wielka miłość powróci z podróży służbowych),  a póki co w temacie kobiecości wypowie się moja druga wielka miłość - Pablo Neruda. Która z nas nie marzy czasem żeby ktoś tak kiedyś o niej...


Garncarz 

Całe twoje ciało ma
w sobie
przeznaczone mi naczynie lub słodycz.

Podnosząc rękę
trafiam wszędzie na gołębia,
co szukał mnie, jakby
ciebie, miłości, uczyniono z gliny
dla moich dłoni garncarskich.

Twoich kolan, twych piersi,
twej kibici
brakuje we mnie jakby w wydrążeniu
ziemi spragnionej,
od której oddzielono
formę,
a razem
jesteśmy całkowici jak jedna rzeka,
jak jedno ziarnko piasku.

Kobieco.

Trochę mnie nie było - choroba Wiktora zahamowała moją kreatywność i chęć zasiadania przed komputerem. Matka na cały tydzień wymiotła ze mnie kobietę. Ale oto wracam, powoli, bez fajerwerków. W Dzień Kobiet samotnie wylizując kartonowe pudełko po najlepszych na świecie lodach o smaku dulce de leche. Arek wyjechał zostawiając mnie do piątku w towarzystwie nowego płaskiego telewizora, który kupił "nam" w prezencie :)

No więc siedzę przed telewizorem, opycham się słodyczami i czuję się jakoś dziwnie. Nie czułam się tak od wielu, wielu miesięcy. Patrzę w lustro i wydaję się sobie gruba, źle ubrana, blada i nieciekawa w ogóle. W dole brzucha uczucie bynajmniej nie ekscytujące. No tak, powróciły comiesięczne niezaprzeczalne objawy kobiecości. Znowu jestem niebezpiecznie rytualnie nieczysta. Znowu młode wino skwaśnieje, plony uschną, szczepy roślinne umrą, uschną nasiona roślin ogrodowych, owoce spadną z drzew, jasna powierzchnia luster ściemnieje, stępią się ostrza stalowe, wymrą pszczoły, a powietrze wypełni się okropnym zapachem. Pliniusz Starszy, który te wiedzę w na początku naszej ery rozpowszechniał twierdził też, że podczas miesięcznego krwawienia kobiety mają tyle magicznej siły, że ponoć krew wystawiona podczas burzy na działanie błyskawic odpędza grad i huragan! Dlaczego więc zamiast czuć się jak silna, wszechmocna czarownica chce zwinąć się w kłębek i zniknąć na trochę pod ziemią żeby pokontemplować odzyskaną z bólem siłę rozrodczą? Idę spać, ale jutro powrócę. W temacie.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...