Króliczek playboya

Tytułowy playboy to mój ukochany mąż. I chociaż aparycji i czaru pozazdrościć mógłby mu nie tylko Hugh Hefner, to mam na myśli raczej jego zamiłowanie do zabawy. Niestety, czasu, który może poświęcić na sianie owsa i zbieranie czereśni na fejsbukowej farmie czy uprawiany dotychczas regularnie i poważnie brzmiący zapping (inaczej skakanie po kanałach telewizyjnych) ma teraz zdecydowanie mniej. Bo ja - zgodnie z poradą pewnej mądrej i doświadczonej mamy - choćbym cały dzień piłowała paznokcie, gdy mój ukochany w drzwiach domostwa staje, wręczam mu synka natychmiast, słaniając się teatralnie na nogach. Wiktor ląduje u taty, a mama (bynajmniej nie udaje się na spoczynek) ma czas zjeść coś ciepłego. Dzisiaj w temacie –  króliczek z fasolką szparagową, fenkułem i mini marchewką na pęczakowej podusi w aureoli z natki pietruszki. Dietetyczna pycha z wyszukaną nazwą tradycyjnie maskującą nieco nieokreślony smak :)

Dzień Matki

Wszystkiego najlepszego i dla mnie - wprawdzie mój synek nie kojarzy jeszcze, że pani od papu i pupy to mama, ale zawsze. Niestety, Wiktor postanowił uczcić ten dzień nie zasypiając o zaplanowanej dla niego przez rodziców godzinie i dedykując mi dyskusyjnej urody koncert pełen szlochów, łkania i zawodzenia, którego wysłuchałam z żalem i bezsilnością, jakiej dawno nie czułam. Bezskutecznie próbowaliśmy kołysania, zawijania, szumienia i uspokajania smoczkiem - wymęczony zasnął dopiero przed chwilą. I ponieważ nie mam siły nic więcej pisać, skorzystam ze słów nieskomplikowanej mini kołysanki, którą dziś spontanicznie wykonałam podczas próby usypiania Wiktora: "Śpij Wiktorku śpij, dzieci idą spać. Jutro nowy dzień, szczęście może dać". Jutro nowy dzień i chociaż jestem ledwie przytomna ze zmęczenia to i tak nie mogę się go doczekać.

Najlepsze życzenia dla wszystkich moich znajomych mam. Wspomnienie szczęścia jakie z Was emanuje przy dzieciach, niezależnie od problemów jakie na pewno z nimi przeszłyście, uspokaja mnie w tych trudniejszych chwilach. Dobranoc.

Dwóch panów w parku (a trzeci w tle)

Niełatwo wybrać się z miesięcznym dzieckiem na niedzielny spacer do parku. Trzeba spakować wielki wózek z gondolą, fotelik samochodowy, torbę pełną pampersów, pieluszek tetrowych, ubranek na zmianę, czapeczek, kremów i innych gadżetów. Trzeba zaplanować dobrze w co dzieciaka ubierzemy żeby nie zmarzł, ale i się nie przegrzał, umieścić zazwyczaj już płaczącego w foteliku i szybko przenieść cały majdan do samochodu żeby czym prędzej ruszyć silnik i na jakichś pobliskich wertepach wprawić rozkrzyczane stworzenie w stan uspokojenia. Po dojechaniu na miejsce trzeba płaczące już zazwyczaj na nowo dziecię z fotelika wyciągnąć i przenieść do wózka, gdzie kołysane nierównością warszawskich chodników powinno ponownie usnąć. Uff. My wybraliśmy się wczoraj do Łazienek z Kasią, Michałem i pomykającym na super rowerku Szymonkiem. Nawet niespecjalnie spóźnieni wypakowaliśmy się sprawnie i Arek zamontował Wiktora w chuście, która jest prawie ulubionym miejscem spania naszego synka (przegrywa tylko z  moimi objęciami tuż po karmieniu). Mężczyzna noszący takie maleństwo wzbudza nieukrywaną sensację i Arek z całą pewnością nie robiłby tego tak chętnie gdyby nie rozanielone spojrzenia mijających go wiosennie już poubieranych pań. Ale największe wrażenie zrobił na pewnej starszej parze, która minąwszy nas (o czym donieśli nam idący za nami Kasia i Michał) skomentowała nie tylko wyjątkowej urody obrazek ojca z synem, ale też najwyraźniej coś jeszcze, bo do uszu naszych przyjaciół dotarło zdanie: „I dlatego musi go nosić pan z mniejszym biustem”:))) Na prośbę Arka dementuję pogłoski jakoby miał on biust, nawet jeżeli mniejszy od mojego.

Witam

Założyłam tego bloga prawie na początku ciąży, bo dotychczas byłam obsesyjnie pisząca. Kilka notesów, a w każdym inne myśli, wskazówki dla siebie i innych, cytaty, fragmenty wierszy, wyklejanki, wycinanki i bonmoty. Ale w ciąży coś się zmieniło i chociaż myślałam, że będę chciała całemu światu pisać o swoich wspaniałych przeżyciach podczas tych kilku miesięcy, to coś mnie zablokowało. Nie wiem czy dlatego, że moje odczucia były prawie jednostajnie błogie i przekładały się na równie błogie działania w czasie rzeczywistym jak czytanie, gotowanie i smarowanie się pachnącymi olejkami czy może moja aktywność, a może raczej sprawność intelektualna doznała drastycznego spadku i ciężko mi było się samej nakłonić do używania pełnych zdań i sformułowań skłonnych zainteresować kogokolwiek na dłużej niż 5 sekund? Byłam zwykłą kobietą w ciąży, gotującą pożywne obiady dla zarabiającego na chleb męża i przygotowującą swój świat na przyjście nowego człowieka. No i pojawił się Wiktor.

Pierwszy list

Kochany Synku,

Dokładnie dzisiaj kończysz miesiąc. Minione tygodnie były dla nas wszystkich niezwykłe - magiczne, trochę trudne, nie do powtórzenia, odtworzenia, opisania i ogarnięcia. Każdy z nas - Ty, ja i Tata -  nauczyliśmy się tylu rzeczy i doświadczyliśmy wyjątkowych emocji.
Ja nauczyłam się a) przemieszczać po domu lekkim truchtem żebyś zbyt długo nie był sam, b) przewijać Cię po kąpieli w zatyczkach z waty, bo moje wrażliwe uszy zaczęły dzwonić od przenikliwego płaczu w odpowiedzi na wyjęcie Twojego gołego ciałka z ciepłej wody i troskliwych objęć Taty, c) krępować cię szczelnie kocykiem (takim swoistym kaftanem bezpieczeństwa), nie przejmując się Twoim oskarżającym wzrokiem, bo wiem, że po zaledwie kilkunastu sekundach uspokoisz się zupełnie i uśniesz w moich ramionach wydając szczęśliwe pomrukiwania i nieświadome jeszcze uśmieszki wewnętrznej szczęśliwości. Nauczyłam się spać choć trochę kiedy Ty śpisz, jeść kiedy jesz i brać prysznic w 3 minuty. Ty każdego dnia doświadczasz nowych, często niepokojących i fascynujących bodźców – reagujesz na nie zaciekawieniem, zdziwieniem, rozdziawieniem, wreszcie płaczem lub krzykiem.Tata przekonał się, że miłość rodzicielska rzeczywiście pojawia się wraz z wzięciem w ramiona własnego syna. I że można wpatrywać się w mlaskające, napinające się i, nie bójmy się tego powiedzieć, puszczające głośne bąki stworzenie jakby to był największy cud na świecie. Bo jesteś nim właśnie.

Mama

Pierwsza sesja

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...