Wytańczony

Odkryłam dzisiaj jak fantastycznie się nam razem tańczy - przed kąpielą żeby Wiktora trochę wyciszyć i ukołysać włączyłam piosenkę, którą go sobie prawdopodobnie wytańczyłam:). W dzień poprzedzający poród, podirytowana lekko, że 4 dni po terminie moje dziecko nie chce się jeszcze ze mną spotkać postanowiłam się solidnie zmęczyć. Najpierw wysprzątałam całe mieszkanie, potem pobiegałam (powiedzmy) w górę i w dół po schodach, a na końcu długo tańczyłam, głównie do Shakiry i do jej piosenki "Gypsy". Nie wiem czy on to pamięta i czy dlatego był dzisiaj tak rozanielony, ale na pewno będzie teraz duużo tańczenia w domu...


Wiktor the Bellydansa

Nie mogłam się oprzeć i nie zamieścić zdjęcia z Wiktorem w stroju firmowym najlepszego zespołu tańca brzucha w Polsce. Zahra rządzi, a Wiktor to potwierdza. Dzięki dziewczyny za świetny weekend!

Moi Panowie i panieński weekend

Pojawienie się dziecka w życiu dwojga ustabilizowanych trzydziestolatków plus to zawsze rewolucja. Zagrożone są ugruntowane przez wiele lat przyzwyczajenia, finansowa wolność i ulubione chwile nic-nierobienia. Jednak ja, mimo artykułowanych przez wielu naszych znajomych defetystycznych przepowiedni co do losu naszego dotychczasowego stylu życia, ani przez chwilę nie obawiałam się, że coś się kończy nieodwracalnie. Czułam, że chociaż nasze życie się zmieni, to będzie to zmiana na lepsze i to,  co dotychczas lubiliśmy we dwójkę, będziemy teraz mogli lubić w trójkę. Oboje z Arkiem mieliśmy nadzieję, że na tyle na ile Wiktor nam pozwoli, znajdziemy sposób na włączenie go do naszego życia i odpowiednie zgranie naszych rytmów. Z fundamentalnym założeniem, że potrzeby Wiktora są na pierwszym miejscu, nie postrzegaliśmy jednak jego dobra na równi z podporządkowaniem mu wszystkiego i zmianą naszego życia o 180 stopni. Wiktor jest
częścią naszej rodziny i powinien przyzwyczajać się do tego w jaki sposób spędzamy czas. Zawsze blisko nas, wdychając te same zapachy, spoglądając na te same widoki i słuchając tych samych dźwięków. Dlatego też nie zaprzestaliśmy podróżowania i kończący się weekend spędziliśmy w rozśpiewanym na ludowo nadwiślańskim Kazimierzu Dolnym. Wiktor, Arek, ja i kilkanaście pięknych kobiet :) Jeszcze jak byłam w ciąży razem z moimi kochanymi „zahrątkami”, czyli tancerkami z zespołu Zahra (www.belly-dance.pl) zaplanowałyśmy weekendowy wieczór panieński Asi w Kazimierzu – zarezerwowany domek z tarasem, liczne dziewczyńskie atrakcje jak malowanie paznokci i pikantne rozmowy o facetach i ciuchach. Planowałam wtedy, że zostawię Wiktorka z Arkiem i zamrażarką pełną mleka na weekend, a ja poszaleję z dziewczynami. Nie będąc jednak jeszcze mamą nie mogłam wiedzieć, że nawet myśl o oddaleniu się od synka na dwa pełne dni będzie dla mnie nie do zniesienia i wyjechać bez niego nie będę w stanie - bynajmniej nie z obawy o jego los pod opieką fantastycznego Taty! Dlatego też zabrałam moich mężczyzn ze sobą i ulokowawszy ich w oddzielnym apartamencie, gdzie Arek mógł do woli cieszyć się bliskością syna i jego nowo nabytymi umiejętnościami społecznymi, ruszyłam w tango… W planach miałam całonocną imprezę, ekstatyczne upojenie dużą ilością czerwonego wina, może nawet jakieś małe upodlenie, upadek na trawie i nieuzasadniony alkoholowy rechot do piątej nad ranem. Niestety, o 22 zaczęły mi się zamykać oczy. Przez chwilę nieporadnie walczyłam z  odpływaniem w sen, ale w końcu musiałam się poddać (także dla dobra moich towarzyszek, bo moje przenikliwe ziewanie niepokojąco wpływało na obniżenie nastroju zabawy). Wróciłam do naszego pokoju i zasnęłam w dwie minuty. Ku memu wielkiemu zadowoleniu, profesjonalnie przez Tatę ululany Wiktor po raz pierwszy nie obudził się na śródnocne karmienie i dał mi się dłużej wyspać... To był świetny weekend w urzekającym miejscu, Wiktor i Arek fenomenalnie się razem sprawdzili, a przyszła panna młoda żegnała stan panieński godnie. Za tydzień wesele. Się będzie działo. I my tam z Wiktorem będziemy.


Świat na wyciągnięcie ręki

Wiktorek odkrył, że otaczający go świat jest nieprawdopodobnie fascynujący i każdą aktywną chwilę poświęca wpatrywaniu się weń ze zdziwieniem, zaskoczeniem, szokiem i radością – wydając przy tym fantastycznie nieskoordynowane dźwięki w postaci rozkosznych chichów, pisków, mlasków i pomrukiwań. Jak długo można wpatrywać się w nieruchomego słonika nad głową? Na szczęście dla Mamy, która w tym czasie może sobie zrobić kanapkę, rozwiesić pranie i zrobić kilka brzuszków, bardzo długo.

Drugi list


Synku,

Tak łatwo Cię kochać. Spojrzeć Ci w oczy i odnaleźć w nich bezgraniczną łagodność i zaufanie, wtulić się w zagadkowe miejsce z tyłu szyi gdzie zaczynają się włosy, a które pachnie najpiękniej na świecie i roztopić się zupełnie na widok Twojego rozbrajająco bezzębnego uśmiechu. Od dwóch miesięcy codziennie dajesz nam tyle powodów do radości. Coraz lepiej Cię znamy, bo coraz więcej nam siebie pokazujesz. Bardzo wyraźnie manifestując swoje preferencje, nie pozostawiasz wątpliwości co do emocji jakie wywołują w Tobie nasze działania i przedmioty w Twoim otoczeniu. Niestety, to co jednego dnia jest „cacy”, drugiego robi się bardzo „be” i nie wiadomo dlaczego we wtorek piszczysz z nieopisanej radości na widok czarnej kreski na białym tle, a w środę na ten sam widok reagujesz spazmatycznym płaczem. Masz już swoją własną, wyjątkową osobowość, którą próbujemy rozszyfrować, już teraz czasem zadając sobie pytanie - jaki będziesz kiedy dorośniesz? Kiedy wybieraliśmy dla Ciebie imię, to Wiktor przyszło do nas jakoś instynktownie (chociaż nie wiedzieliśmy jeszcze czy nie będziesz dziewczynką). Potem poczytałam o jego znaczeniu i „wibracji” osób, które je noszą i wiedziałam, że chcę żebyś był takim właśnie mężczyzną – uczuciowym, pełnym wdzięku, lubiącym dobrą kuchnię i wrażliwych ludzi sybarytą, dla którego najważniejsza jest jednak rodzina i dom. Jak Twój Tata. Żebyś kiedyś był takim tatą jak on i swoim dzieciom przekazał kiedyś tyle samo miłości. Ja postaram się nie zasypywać cię radami „na twoim miejscu” i pielęgnować twoją wiarę we własne wybory i intuicję. Obiecuję, że zrobię wszystko żebyś miał poczucie własnej wartości, odwagę i siłę żeby sprostać wszelkim przeciwnościom, problemom i urazom psychicznym, które, jak wszyscy rodzice, z całą pewnością Ci zafundujemy. Obiecuję dołożyć wszelkich starań żeby nasza rodzina była silna, wspierająca się i obecna. Będziemy przy Tobie i będziemy się kochać. Nie obiecuję Ci, że dam Ci wszystko czego będziesz pragnął, ale obiecuję dać Ci wszystko czego będziesz potrzebował żeby samemu sięgać po własne szczęście.

Mama

PS Wszystkiego najlepszego dla wszystkich Ojców, a przede wszystkim dla Twojego! 

Jak zaczynałam pisać tego bloga to nachodziły mnie wątpliwości czy go upublicznić od razu, bo obawiałam się, że z braku czasu albo ochoty nie będę go regularnie zapełniać i umrze żałośnie po paru tygodniach. Uspokajałam się jednak myślą, że w razie czego zamieszczę fajne zdjęcie Wiktora i wystarczy. Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że i zdjęć może mi brakować, bo z wielu różnych powodów nie będziemy ich robić aż tyle. Zanim się Wiktor nie urodził nie wiedziałam, że można zrobić kilka pięknych zdjęć jak maleństwo śpi, ale jak się nie ma determinacji i fantazji Anne Geddes do przebierania dzieci za fasolki, muchomory i margerytki to potem każde kolejne śpiące zdjęcie jest takie samo. Nie pomyślałam, że jak Wiktor nie śpi, to je - czego udokumentować bez pewnej częściowo obnażonej części mojego ciała się nie da, albo płacze - czego dokumentować się zazwyczaj nie ma ochoty, albo się bawi – czego z zapamiętania w zabawie często się udokumentować zapomina. Poza tym Wiktor jeszcze nie siedzi i nie trzyma dobrze główki, więc zdjęcia jego wiotkiego ciała można mu robić tylko na leżąco, zmieniając ewentualnie śpioszki z groszków na pieski i wciskając mu w chwytną dłoń zamszowego słonika na zmianę z atłasową żabką. Ja mogę te zdjęcia oglądać w nieskończoność, ale już nawet Arek często nie widzi różnicy. No i jeszcze maleństwo powinno być śliczne i nieskazitelne, a na gładziutkiej buzi mojego synka pojawił się trądzik! Cała twarz w plamkach i łuszczących się krostkach. Burza hormonów u ośmiotygodniowego mini mężczyzny. Co teraz – mutacja, zarost, zwiększone zainteresowanie płcią przeciwną?

Robienie zdjęć dzieciom jest wyzwaniem, które oto podejmuję na nowo obiecując sobie solennie dokumentować jak najwięcej z szybko umykających chwil. Bo dziecko mamy wyjątkowo piękne i zdolne i mądre :)

Rodzicielstwo bliskości na dystans

Czasami każdy mężczyzna musi pobyć w swoim "nothing box". Nie robić nic, nie myśleć o niczym. Sam. Mój mały chłopiec już od pierwszych tygodni ma okazję uczyć się tego od prawdziwego mistrza.

Glam-mama

Czy wspominałam, że mam wspaniałego męża i super przyjaciół? Wiedzą jak bardzo lubię przeglądać pachnące najnowszymi perfumami strony kolorowych magazynów i z różnych stron świata przywożą mi miejscowe numery Vogue. W zeszłym tygodniu dostałam aż 3 - Arek przywiózł mi 2 numery amerykańskiej edycji, a Ania z Paryża przywiozła mi najnowszy numer francuski.
Przez kilka dni leżały nie ruszone, bo nie miałam chwili żeby do nich zajrzeć, każdy wolny moment wykorzystując na drzemkę, jedzenie albo czytanie internetowych forów o czkawce, potówkach i alergii niemowląt. Wreszcie w sobotni wieczór, kiedy Wiktor usnął słodko kołysany szumem odkurzacza, postanowiłam zarządzić małą chwilę przyjemności w wielkim świecie papierowego glamour. Z błyszczących, słonecznych okładek uśmiechały się do mnie promiennie Cameron Diaz w złotej, cekinowej marynarce Balmain za 16,500 funtów (!), nieskazitelnie wystylizowana Sarah Jessica Parker w kobaltowej sukience na ramiączkach Calvina Kleina i zanurzona w krystalicznej wodzie zmysłowa Kate Moss. W poplamionej nieco i niewyprasowanej bluzce, z laktatorem przy piersi i szklaneczką malinowego Karmi zamiast schłodzonego Dom Perignon, za autorami otwierającego numer czerwcowy tekstu zadałam sobie pytanie „Co stało się z Twoim prawdziwym stylem, gdzie podział się dawny glamour?” I wiecie co, wygląda na to, że jest ze mną całkiem dobrze, bo oto na stronie 104 lipcowego numeru znajduję jakby siebie –  rozczochraną, połamaną, z permanentnie opuszczonym jednym ramiączkiem, gotową podać swemu dziecku pierś w każdej chwili, w każdym miejscu. I zawsze mogę do tego założyć ciągle pachnące Nowym Jorkiem ażurowe sandałki Valentino, które kupiłam na wyprzedaży kilka lat temu, a synka ubrać w szykowne błękitne body Burberry, które mu super ciocia Ania z Paryża przywiozła. A zainteresowanych tym co wyczytałam informuję, że w tym roku modne będą ekstremalnie wycięte kostiumy kąpielowe, grzywki i usta w kolorze arbuza.

Czas odzyskać formę - świetna reklama

Puk puk tu kryzys.

Jeszcze niedawno byłam w stanie mówić o nieprzespanych nocach z humorem, żartować na temat trudności z przygotowaniem sobie kanapki i bolącym od noszenia Wiktora kręgosłupie, bo tak naprawdę spałam całkiem dobrze, odżywiałam się regularnie, a Wiktor ważył ponad kilo mniej i samodzielnie zasypiał w kołysce. Po kilku względnie bezproblemowych i takich sielsko-anielskich tygodniach zaczął się trudniejszy czas. Wczoraj Arek wyjechał na trzy dni, a mnie dopadł kryzys. Dzisiaj nie jestem super mamą w makijażu z pachnącym, uśmiechniętym bobasem jak na tej pierwszej sesji zdjęciowej. W 30-stopniowej temperaturze jaka panuje w naszym poddaszowym mieszkaniu Wiktor wygląda jak mokra, przyklejona do mojego spoconego ciała małpka, rozpaczliwie chwytająca się mojej koszulki i patrząca na mnie z wyrzutem ogromnym, że nie umiem mu ulżyć. Czerwona buzia wysypana potówkami, posklejana czupryna w nieładzie, a w oczach pierwsze, prawdziwe łzy. I ja sobie z nim płaczę czasem. Bo to nie tylko o upał chodzi – mój synek dużo ostatnio płacze i łatwo się nie uspokaja, do zaśnięcia potrzeba mu całego arsenału środków (otulenie kocykiem, głośny dźwięk wentylatora z ipoda i pieluszka tetrowa w okolicach głowy). Niby nie dzieje się nic złego, jest zdrowy i rośnie w oczach, a jednak jego rozdrażnienie i płacz wzbudzają we mnie niezwykle silne emocje. Jak sobie z tym radzić?

P.S. Niestety nie polubił smoczka i nie chce pić z butelki o najbardziej anatomicznym kształcie jaki jest na rynku. Wiem, że mam fajne piersi, ale bez przesady.

P.S.2 Zdjęcia płaczącego Wiktorka nie mam, ale mnóstwo ujęć jaki jest słodki :)


Przytulam, bo lubię


Mogłabym cały czas na niego patrzeć i się do niego przytulać. Codziennie na nowo poznaję jego twarz i ciałko, liczę paluszki u rąk i nóg, sprawdzam ile mu urosły paznokcie i czy trzeba mocniej wyczesać czuprynę żeby nie zrobiła się słodko brzmiąca, lecz nieprzyjemna dla oka, ciemieniuszka. Intensywność potrzeby przytulenia, a nawet mocnego przyciśnięcia Wiktora zwiększa się z dnia na dzień, wraz z rosnącą interaktywnością mojego synka, który staje się coraz bardziej małym człowiekiem manifestującym swoją indywidualność. Przytulam, noszę i kołyszę bez obawy, że przyzwyczaję, że będzie to wykorzystywał i że będę potem musiała dźwigać piętnastokilowego dwulatka, który nie będzie chciał używać własnych nóżek. Wierzę w rodzicielstwo bliskości i w przytulanie. I tak jak sama lubię przytulać i być przytulana przez tych, których kocham i lubię, tak nie wyobrażam sobie, że mogłabym ograniczać Wiktorowi dostęp do tej pięknej i prostej przyjemności. Zresztą każdemu należy się dużo ciepła w ramionach drugiego człowieka, nawet jeżeli całkiem obcego, który bezinteresownie chce nas obdarzyć misiowym uściskiem. Jak podczas rozczulającej akcji Free Hugs Campaign, darmowych uścisków dla każdego i podczas polskiego Dnia Przytulania, który już 24 czerwca. Przytulajcie jakbyście chcieli być przytulani!

Tydzień u Dziadków

Spędziliśmy tydzień u rodziców Arka. To był czas pełen emocji, także tych trudniejszych, które pojawiają się zawsze przy nagromadzeniu intensywnych przeżyć. A był to tydzień przełomowy - pierwszy świadomy uśmiech (a nawet mini chichot) i pierwszy długi, histeryczny płacz nie wiadomo z jakiego powodu przez pół nocy. Babcia płakała razem z wnuczkiem, a ja próbowałam znaleźć siłę do opanowania własnych łez i do cierpliwego tulenia rozpaczliwie łkającego maleństwa, krzyczącego o pomoc, której nie umieliśmy mu udzielić. Wykąpanemu, nakarmionemu, przewiniętemu i mocno przytulonemu dolegało coś niewyobrażalnie okrutnego. Może ból brzuszka, może uszka, może nadmiar bodźców, może zimno, może ciepło, może drażniący zapach mokrego od deszczu pieska, a może uwierający kaftanik. Zgadywaliśmy bez skutku, aż zasnął wymęczony płaczem. I dopóki nasz synek nie znajdzie odpowiednich gestów i słów na wyrażenie siebie, będziemy tak zgadywać, próbować, obserwować. Na szczęście, coraz częściej udaje nam się trafić, a satysfakcja ze spełnienia tak z trudem wyartykułowanej potrzeby maleńkiego człowieczka to coś nie do opisania.

Oddać wnuka Dziadkom - bezcenne.






















Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...