Wiktor i sprawa chińskiego tygrysa

 

Zaczęłam pisać ten tekst kilka tygodni temu poruszona artykułem, który przeczytałam na świetnym blogu Motherlode, autorstwa Lisy Belkin, dziennikarki New York Times. Tekst był o mało mi wtedy mówiącej Amy Chua i jej książce „Battle Hymn of a Tiger Mother”. No ale zagapiłam się i nie udało mi się zabłysnąć wiedzą z wielkiego świata, bo w tygodnikach mijającego tygodnia pełno jej szokującego podejścia do wychowywania dzieci po chińsku :)

Co by było gdybym zabroniła Wikorowi:
- nocować u kolegów
- zapraszać koleżanek i kolegów do domu
- występować w szkolnych przedstawieniach mimo, że garnąłby się do aktorstwa i recytował Szekspira?
- oglądać telewizji i grać na komputerze
- samemu wybierać pozaszkolnych zajęć
- narzekać na to, że mu tego wszystkiego zabraniam?

Co by było gdybym robiła mu karczemną awanturę i nazywała go „śmieciem” za każdym razem gdyby:
- dostał w szkole czwórkę, a nawet piątkę z minusem?
- nie wyprzedzał całej klasy o dwie długości z matematyki i wiedzy o literaturze?
- nie udało mu się płynnie zagrać andante spianate et grande polonaise op.22 Chopina?

Czy gdybym publicznie ogłosiła, że zamierzam chować go w atmosferze terroru i rywalizacji, ignorując jego naturalne zdolności i preferencje, a każdą próbę oporu karałabym dalszymi zakazami, to spotkałabym się ze zrozumieniem i akceptacją innych mam? Chyba nie. Nic więc dziwnego, że artykuł z fragmentami autobiograficznej książki matki, która się do tego wszystkiego przyznaje wywołał ogromną burzę medialną i ponad 7 tysięcy komentarzy pod artykułem w Wall Street Journal "Dlaczego chińskie matki są najlepsze" (Why Chinese Mothers Are Superior). W ciągu kilku dni ten artykuł przeczytało około miliona osób, a jej autorka, Amy Chua, trafiła na okładkę "Time’a", "Economista" i "New York Times’a", oraz gościła w Today Show, Colbert Report i w CBS News.

Amy Chua jest Amerykanką chińskiego pochodzenia, profesorem prawa na Yale i matką dwóch córek. W swojej książce postawiła odważną tezę, że chińskie matki są najlepsze, bo wyniki jakie osiągają ich dzieci najlepiej przygotowują je do sprostania wymaganiom dzisiejszego świata. Jej dzieci to chodzące ideały: przynoszą same A (najwyższe oceny w amerykańskim systemie nauczania) i bajecznie grają na pianinie i skrzypcach (jedna z córek w wieku 14 lat wystąpiła w Carnegie Hall!). Jej książka to niepoprawna politycznie, podkolorowana opowieść o metodach wychowawczych chińskiej matki, której podstawowym celem jest wychowanie zwycięzców, którzy na zawsze zakończą wiek dominacji USA i zostawią cały świat daleko w tyle. Te metody obejmują twarde zasady, wysokie wymagania, ograniczanie wyboru do rzeczy zaaprobowanych przez rodziców, kary, rygor, konsekwencję i szokującą dyscyplinę. Podczas gdy większość „zachodnich” rodziców chwali dzieci za dobre i przeciętne oceny i zachwyca się każdym ich rysunkiem, laurką  jakby to były największe dzieła sztuki, chińska matka według Amy krzyczy za każdą ocenę poniżej najlepszej i zdegustowana wyrzuca nabazgrolone dziecięcą ręką drzewka i uśmiechnięte buzie. Robi tak, bo wychodzi z założenia, że jeżeli coś nie jest doskonałe, to dziecko nie pracowało wystarczająco ciężko. Kiedy 7-letnia córka Chua, Lulu nie była w stanie poprawnie zagrać „Białego osiołka” Jacques’a Iberta, matka zmusiła ją do gry całą noc – bez przerw na siusiu, picie i jedzenie, grożąc jej, że jeśli się nie nauczy, jej domek dla lalek wyląduje w Armii Zbawienia, a święta i urodziny obędą się bez prezentów. I po morderczej walce, Lulu zagrała koncertowo i rozpromieniona grała i grała, z wielką satysfakcją i szczęściem, że się jej udało. Przykładów takiego podejścia, w większości szokujących i budzących protest jest w książce wiele – po więcej zachęcam do przeczytania artykułu w WSJ i na polskich portalach.

Jakie przemyślenia mam po zapoznaniu się z fragmentami książki (polska premiera 8 marca)? Nie ulega wątpliwości, że  (generalnie) azjatyckie dzieci są lepsze od nie-azjatyckich dzieci w wielu dziedzinach i jest bardzo prawdopodobne, że już bardzo niedługo najważniejsze stanowiska w najważniejszych firmach na całym świecie będą piastować świetnie wykształceni, odporni na wszelkie niepowodzenia i uparcie dążący do celu Chińczycy i Koreańczycy. W międzynarodowych testach edukacyjnych PISA, Chiny pobiły wszystkie inne kraje na głowę w matematyce, naukach ścisłych i czytaniu. Chińskie dzieci są przygotowywane na przejęcie naszego świata. Ale jakimi metodami? Mam mieszane uczucia – nie potrafię jednoznacznie potępić autorki nie czytając książki i nie zapominając o olbrzymiej sile marketingu, PR-u, który z całą pewnością celowo nakręcił skandal wokół odważnych tez Amy Chua. Zaczęłam też myśleć, że opisane w książce drastyczne sposoby „łamania” dziecka są dodane celowo żeby wzmocnić ważny przekaz, z którym w wielu aspektach nie mogę się nie zgodzić. Bo przecież jestem za uczeniem dziecka pokonywania przeciwności bardziej niż osłanianiem go przed możliwymi przykrościami i porażkami. Wierzę, że tylko mierząc się z czymś trudnym i wymagającym, dziecko zrozumie do czego jest zdolne i nauczy się, że jest w stanie samo pokonać własne ograniczenia i podołać wyzwaniom. I chociaż teraz chwalę Wiktora za każde klaśnięcie i pomachanie rączką, to zaczęłam mieć wątpliwości czy rzeczywiście to chwalenie za wszystko jest dobre. Amy Chua naśmiewa się z ciągłych pochwał „polerujących” poczucie wartości naszych dzieci, nasze wpajanie im, że są wyjątkowe i niepowtarzalne, genialne. I może rzeczywiście za rzadko przypominamy im o wartości ciężkiej pracy i konsekwencji???

No ale na szczęście nie jesteśmy ani Amerykanami ani Chińczykami i mamy swoje, europejskie sposoby na złoty środek (w testach PISA jesteśmy przed Amerykanami :) Da się przecież budować silne poczucie wartości dziecka i wiarę we własne możliwości bez straszenia, wyzywania i zmuszania do siedzenia nad trudnymi tekstami naukowymi? No chyba, że na tym świecie przyszłości będzie zapotrzebowanie już tylko na zinformatyzowane mózgi drzemiących we wszechświatach równoległych biologów molekularnych ze specjalizacją w fizyce kwantowej, dla rozrywki wygrywających na skrzypcach kaprysy Paganiniego. Na czas. Wtedy, niech Bóg ma w opiece nasze dzieci i wnuki :)

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...