Wiktor i sprawa dzieciństwa w PRL




Wiktor będzie się kiedyś uczył o stanie wojennym i zapyta mnie pewnie czy pamiętam ten czas. Jak było w tej strasznej Polsce? Mamo, jak walczyłaś z represjami i zniewoleniem (bo założy, że jego mama nie pozwoliłaby sobie dmuchać w kaszę przecież). I co mu powiem – że najbardziej pamiętam brak teleranka? Każdy kto jest w wieku zbliżonym do mojego dobrze pamięta tamten niedzielny poranek kiedy nie usłyszeliśmy radosnego kukuryku kolorowego koguta na ekranie telewizora. Zamiast tego przez cały dzień przemawiali smutni i groźni ludzie w mundurach. To co mówili zasmucało naszych rodziców, a to sprawiało, że się baliśmy. Była zima, szarobury śnieg za oknem i ograbienie nas z tego kolorowego promyka było prawdziwym okrucieństwem przeciwko szczęśliwemu dzieciństwu. Co pozostawało nam, dzieciom PRL-u? No na szczęście dla nas, nieuwikłanych w polityczne rozgrywki i nierozumiejących jeszcze wielkich pojęć, to nie były czasy zniewolenia, ale dużej pełnej swobody mimo klucza na szyi. To był czas Bolka i Lolka poznających pierwsze rumieńce na widok Tosi i czas niewidzialnej ręki, plastusiowego pamiętnika i siedmiu życzeń, biegającej bez stanika Kasi Figury w serialu „Pierścień i róża”, mocno wątpliwego uroku Thomasa Andersa i westchnień do niekończącej się historii Limahla.


Czy Wiktor zapamięta którąkolwiek ze swoich zabawek tak jak ja pamiętam przywiezioną z NRD ciemnoskórą Lulkę czy kupioną za 9,99 dolarów w Peweksie najukochańszą moją Bubę z niebieskimi sznurkowymi włosami? Czy pozwolimy mu tak naprawdę pragnąć czegoś tak jak ja pragnęłam lalki Barbie, małpki Mon Chichi czy piętrowego piórnika? Do dziś pamiętam ukłucie zazdrości i pożądanie gdy koleżanka z ławki wklejała do zeszytu miękkie naklejki ze smerfami i z pasją gumowała niezapisane jeszcze nawet kartki jaskrawozieloną pachnącą gumką chińską. Ja szpanowałam „na zagraniczne ciuchy”, bo regularnie zasilana paczkami z Ameryki donosiłam wypasione dżinsy i koszulki po starszej kuzynce Urszuli. Mimo dostępu do zachodnich ciuchów i tak pragnęłam jeszcze większej mody i z sąsiadka Magdą godzinami przeglądałam katalogi Quelle i palcem „zamawiałam” co lepsze marynarki z poduchami albo zwężane spodnie z poliestru.
Jak prawdopodobne jest, że Wiktor będzie zbierał  papierki po czekoladach albo prasował sreberka i z namaszczeniem składał je w pudełku po „dorosłych” cukierkach kukułkach?

Więc co mu odpowiem jak zapyta jakie było moje dzieciństwo w PRL-u?  Że kolorowe jak zeszyt papierów kolorowanych, słodkie jak krówka ciągutka i nieskomplikowane jak potrzeby Reksia. Ale dodam, że mogło być takie dzięki moim rodzicom, którzy zapewnili mi spokój i radość mimo strasznych, okropnych czasów, które oby nigdy nie wróciły.

PS Oglądam właśnie dokument o polskim rocku tamtych lat „Bits of freedom”, w tle poruszająca piosenka „Dorosłe dzieci” zespołu Turbo i myślę jak ciężko było tym, którzy dorastali w tamtych czasach, jak mój brat – rozumieli wszystko, wiele zrobić nie mogli, patrzyli na obłudę tamtych czasów ze strachem, że to się już nigdy nie zmieni.

5 komentarze:

Unknown pisze...

Pamiętam te czasy niestety albo stety sama niewiem, dziś mamy wszystko ale czegoś nam brakuje. Po lekcjach chodziło się grać w gumę, w skakankę, więcej było ruchu na świeżym powietrzu, więcej znajomych na podwórku.Teraz tez się ma znajomych ale wirtualnych....
W sklepach wszystkiego tyle, że nie wiadomo co kupować, w tamtych czasach nie było nic, ale człowiek chyba jakiś był szczęśliwszy i bardziej zadowolony. Pozdrawiam:)

Unknown pisze...

taaak, paradoksalnie w tamtych czasach dzieci były "wolne" - mówiłam "mamo wychodzę" i wychodziłam grać w Państwa - miasta, skakać w gumę, bawić się w podchody w pobliskim lasku, jeździć na rowerze... A teraz... Dzieci są uwięzione w mieszkaniach. Nie wiem jaki wiek muszą osiągnąć moje dzieci żebym odważyła się "wypuszczać" je same z domu... Na pewno nie 6 lat, jak to było w moim dzieciństwie :(

Mniammama pisze...

O tym samym myślałam - super to ujęłyście. My byliśmy wolni, nie znane były dzisiejsze zagrożenia. Ja też nie wyobrażam sobie jak dzisiaj dzieci mogłyby same wracać do domu ze szkoły, albo jechać autobusem na drugi koniec miasta na podwórko do koleżanki... Głupio, że pojawia się taki sentyment za tamtymi czasami, ale fakt, że dla dzieciaków było TYYYLE do robienia.

Marcin pisze...

Jeśli za późno włączyłem telewizor, nie zdążył się rozgrzać na czas i traciłem początek 'teleranka' albo '5-10-15'. U mnie kogut długo biegał czarno-biały, w starym Neptunie.

Pamiętam gumę Donald a później gumę Turbo. I wafelki Kuku-ruku. I też dostałam kiedyś naklejki ze Smerfami, ale nie miękkie. A raz od koleżanki dostałe naklejkę z He-Manem, ona nie chciała, bo to była taka dla chłopaków naklejka. Całkiem wyblakła, przyklejona do łóżka.

I pamiętam 'W starym kinie' - w niedzielę po teleranku. Wszystkie te komedie z Abbotem i Costello, którzy spotykali a to mumię, a to Frankensteina.

Nie wiem, czy nasze dzieci będą miały takie wspomnienia. Ilość dostępnych dla nich rzeczy odbiera tym rzeczom trochę wyjątkowości. Z drugiej strony - to my, rodzice możemy sprawić, że będą miały jednak wyjątkowe dzieciństwo.

Pozdrawiam.

Mniammama pisze...

Głos Stanisława Janickiego ze starego kina do dzisiaj budzi we mnie miłe ciepło.. I słucham go czasem w audycji Odeon w rmf classic. Klasa wielka.

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...