Zupełnie nie jak Mniam Mama.



Kobietą być trudno. Bo zmienne nastroje, bo niewytłumaczalne obawy i niepokoje. Bo zaprogramowane na wyjątkową łączność z otoczeniem, niepotrzebnie szargamy sobie nerwy przejmując się tym czym nie trzeba. No bo czy nie ma racji nasz mężczyzna zarzucając nam, że niepotrzebnie czepiamy się go, że robi coś, co nas wkurza chociaż nam przecież to w niczym przeszkadzać nie powinno, a jemu daje radość, chociaż tego zrozumieć nie możemy? On robi coś, co ja uważam za odmóżdżające marnowanie czasu i się we mnie podnosi poziom agresywnie nacechowanej adrenaliny. Walczę z własnymi myślami „Boże, co on robi? Dlaczego nie poczyta książki albo nie pobawi się z Wiktorem? I jeszcze zaczął przysypiać, zero w nim energii, mógłby mi pomóc w kuchni, zapytać czy nie potrzebuję czegoś przecież!!!!” Im bardziej staram się powstrzymać od komentarzy tym bardziej ewidentne jest, że jestem zła. Nie mówię wprost, że mi przeszkadza jak tak sobie leży i nie robi nic, ale nabuzowana kręcę się po kuchni i tłukę talerzami w zmywarce, z opóźnieniem reagując na jego pytanie: „Czy coś się stało?”. Nie, nic – odpowiadam naburmuszona. No to on uznaje, że nic i siedzi dalej. A we mnie się gotuje, wrze, eksplodują mi pęcherzyki, żyłki i naczynka. No bo jak to nic, jak coś. I przecież dałam znać kącikiem ust, że jestem zła i smutna. I on na to nie zareagował??? Mężczyzną być trudno też.



Ale najtrudniej być mamą i tatą. Nawet gdy dziecko cudowne, zdrowe, inteligentne i niezwykle mobilnie rozwinięte. Wiktor jest teraz wszędzie, jego zręczne paluszki wyciągają wszystko z szafek, szuflad i pudełek. A ponieważ nie nauczył się jeszcze odkładać nic na miejsce, w naszym mieszkaniu panuje wieczny „nieporządek”. Wiktor gryzie, drapie i okłada nas coraz silniejszymi dłońmi. I chociaż powtarzamy delikatnie „Nie gryź mamy”, „Nie bij taty”, to nie udaje nam się nad tym zapanować. Ledwo odrośnięte po trudnych miesiącach poporodowych włosy ściska jak trofeum.
Będą mu też chyba wychodzić górne jedynki i jest trochę bardziej rozdrażniony niż zwykle i gorzej sypia. Nie ma mowy żeby zasnął przed 21.30, a i tak potem domaga się cogodzinnych wizyt zapewniających o naszej trosce i miłości. Jesteśmy zmęczeni, podenerwowani, pogryzieni i wypaprani kaszką.

Obiecałam mojej przyjaciółce Kasi, że będę też pisać jak będzie mi źle. Bo wbijałam ją w kompleksy, że moje macierzyństwo takie kolorowe, uśmiechnięte i pachnące. Wiktor uczesany i roześmiany, a ja w jedwabnych tunikach snuję się po domu przeglądając kolorową prasę zagraniczną. Kasia, wczoraj wybuchłam. I chciałam rzucić wszystko i uciec z artystą cyrkowym...

6 komentarze:

Anonimowy pisze...

Świetny tekst! I jakże prawdziwy:-))))

Unknown pisze...

Super tekst!!!
Ach Ci mężczyźni......kochani tacy:)

Unknown pisze...

Uff... dobrze, że to napisałaś, bo mnie także często wbijałaś w kompleksy :-)

Marcin pisze...

Aaa - to o to chodzi z tym kącikiem ust połączonym z tłuczeniem garami... No to już będę wiedział :-))

Mniammama pisze...

Panie DH: jeżeli mój mąż nie wyciągnie nauk żadnych, to przynajmniej pociechą będzie dla mnie edukacja innego zagubionego męża i ojca :))

Dziewczyny - trzeba się trzymać, bo kto nas pocieszy jak nie my same...

Unknown pisze...

Ewa, dziękuję, od razu mi lepiej :) A myśli o ucieczce też już mi przychodziły do głowy - ostatni raz w zeszłym tygodniu...

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...