Dylematy snu cd.



Ktoś nie śpi, aby spać mógł ktoś. William Shakespeare, autor tych słów, nigdy nie był mi bliższy niż dzisiaj. A jestem przecież anglistką i grube tomy wieszcza w oryginale połykałam z czułością przez kilka lat studiów. Od trzech dni, a raczej nocy, Wiktorowi coś się w nocnym spaniu przestało podobać i dosadnie to sygnalizuje, budząc się wielokrotnie i nie dając się łatwo uśpić ponownie. Niezawodne dotychczas ścisłe owijanie w bawełniany kocyk też nie jest już gwarantem niezakłóconego snu, bo nasz mały Houdini  potrafi się magicznie wyswobodzić, budząc się z dramatycznym krzykiem.

No i jesteśmy w rozterce. Nasz trzymiesięczny synek nie zasypia już zawsze i wszędzie jak miało to miejsce w pierwszym i drugim miesiącu życia, ani automatycznie po karmieniu jak miał w zwyczaju w trzecim. Z pozornie głębokiego snu jest w stanie wybudzić go szelest gazety czy brzęk sztućców, a odkładany do łóżeczka krzyczy jakby materac był wyłożony rozżarzonymi węglami. Każdy rodzic (no z wyjątkiem tych, których los obdarzył dziećmi „na pilota”, a są tacy) staje kiedyś przed dylematem czy i jak uczyć dziecko spać. Wiele często sprzecznych ze sobą teorii oferuje mniej lub bardziej łagodne sposoby na przejście z ciepłych rodzicielskich ramion w ograniczoną posępnymi szczebelkami otchłań dziecięcego łóżeczka. Jesteśmy bombardowani poradami i ostrzeżeniami przed noszeniem, zasypianiem wspólnie z dzieckiem, pozwalaniem na sen po karmieniu. Do wyboru są podnoszenie płaczącego dziecka lub tylko jego poklepywanie. Wchodzenie do pokoju albo tylko uspokajanie z korytarza. Doktor Ferber kontra doktor Sears. Dziecko jako niezależnie śpiąca jednostka kontra idea wspólnego łóżka dla całej rodziny. Czy przez kilka dni wytrzymasz dojmującą rozpacz i rozdzierający płacz żeby potem cieszyć się spokojnymi wieczorami z samodzielnie zasypiającym maleństwem? A może zdecydujesz się na długie kołysanie aż zmorzy go słodki sen i odpłynie w Twoich ramionach? Od dzisiaj wiem, że patrzenie w oczy spokojnie zasypiającemu dziecku to widok, którego nie da się opisać i z którego nie chcę rezygnować. Czy oznacza to długie godziny lulania, noszenia i głaskania? Prawdopodobnie tak, ale zaufam swojemu instynktowi i na razie nie będę go jeszcze trenować do sennej samodzielności. Gdzieś tam podskórnie wierzę, że właśnie dzięki tym chwilom błogiej bliskości  wzmocnimy jego do nas zaufanie i naładujemy go ciepłem i poczuciem bezpieczeństwa na całe życie. I  że nie będzie miał wątpliwości czy przyjść się wygadać kiedy nadejdą trudne chwile dojrzewania...
Czas pokaże czy się nie poddam.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Bardzo fajnie napisane:-)I bardzo mądra decyzja:-) buźka

Unknown pisze...

Ufff, dziękuję Ci, że też tak myślisz! Ja też zrobiłam ten "błąd" i wszystkie moje dzieci nie potrafiły długo samodzielnie zasypiać. Efekt: chłopcy przychodzili do naszego gniazdowego łóżka do 6 roku życia. Zuza - cały czas jeszcze 2 razy w nocy się budzi "na cycusia". Na pocieszenie powiem, że można to polubić, a nawet może tego brakować jeżeli pewnej nocy dziecko prześpi całą noc i nie pomyśli o Tobie :-)

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...