Vivaldi pod Opolem

Lato w mieście czy lato u teściów? Wybór prosty jak ma się takich teściów jak ja - z ogrodem i basenem :) Wróciłam z kolejnego tygodnia spędzonego z Wiktorem u Dziadków, którzy na punkcie wnuka mają już lekkiego bzika  - onomatopeiczne okrzyki zarezerwowane dotychczas okazjonalnie tylko dla ukochanej suczki Vegi rozbrzmiewały w całym domu od szóstej rano do ósmej wieczorem, a Wiktor nie miał szansy nawet przez chwilę zapłakać z nudów, bo ciągle ktoś go miał na rękach, albo na kolanach, albo pochylał się nad nim i zapewniał coraz to nową rozrywkę. Rozkosznie roześmiany wnuczek rekompensował niewygody długiego noszenia na rękach, wielokrotnego schylania się do porozwieszanych na leżaczku grzechoczących maskotek i wożenia w wózku w tę i z powrotem rozespanego księciunia, który śpi wożon jeno …


Lato na wsi jest inne, takie bzyczące i falujące, jak z Vivaldiego. Zamiast karetek i szalejących motocyklistów słychać tylko skrzypienie ogrodowego parasola, który reaguje na każdy, nawet taki marniutki jak ostatnio powiew wiatru. A ja, nawet mocno klejąca od mieszanki potu i słodko pachnącego filtru SPF 40 nie cierpiałam tam od upału bardziej niż dzisiaj, po powrocie do lekko już przecież schłodzonej Warszawy. Nic to, czas szukać domu z werandą i dorodnym kasztanowcem, w którego cieniu chować będę gromadkę dzieci, a potem wnuków…
PS A o Dziadkach będzie jeszcze więcej w tym tygodniu, bo zdecydowanie zasługują na osobny wpis.

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...